Psychobiologia

Emocje nieustannie regulują to, co odczuwamy jako „rzeczywistość”. Decyzja o tym, jakie informacje sensoryczne docierają do mózgu, a jakie zostają odrzucone, zależą od tego, jakie sygnały od peptydów otrzymują receptory. (…) Układ nerwowy nie jest zdolny do przyjęcia wszystkich bodźców, a jedynie skanuje świat zewnętrzny w poszukiwaniu treści, jakich odnalezienie umożliwiają mu jego własne neuronowe połączenia, jego własne wewnętrzne wzorce oraz jego przeszłe doświadczenia.

Candance B. Pert, „Molekuły emocji.
Naukowe dowody na łączność ciała i duszy”.

Psychobiologia to interdyscyplinarna dziedzina wiedzy, oparta w dużej mierze na odkryciach lekarzy: dr. Ryke Hamera (Nowa Germańska Medycyna), dr. Claude Sabbaha (Totalna Biologia), dr. Gerarda Athiasa oraz ich uczniów, którzy udowadniają, że obowiązujące w medycynie kartezjańskie paradygmaty domagają się pilnego uzupełnienia. Nie jesteśmy bowiem tylko żywymi, obleczonymi skórą biorobotami o określonej budowie fizycznej i przewidywalnej fizjologii, a istotami, które wchodząc w interakcję ze światem, dwukierunkowo z tym światem na siebie wpływają.

Ich odkrycia otwierają nowe możliwości w poszukiwaniu drogi do psychofizycznego zdrowia. Udowadniają, że mamy ogromny wpływ na to, co dzieje się w naszym życiu. Wskazują na dominującą rolę przeżywanych przez nas emocji, które wpływają nie tylko na nastrój, ale i na ciało. Pokazują, że choroby są efektem trudnych przeżyć, które zostały w nim zablokowane. Uwolnienie z obciążających doświadczeń może się więc przełożyć na zainicjowanie lub przyspieszenie procesu zdrowienia. Psychobiologia, zgodnie ze swoją nazwą, pełnymi garściami czerpie również z psychologii i biologii, udowadniając, że podlegamy takim samym prawom natury jak reszta żyjących, czujących istot.

Wszyscy znamy pojęcie stresu – medycyna uniwersytecka jest już zgodna, że przeciążony nim organizm może zacząć niedomagać. Psychobiologia dokładnie bada to zjawisko, a enigmatyczny „stres” rozbija na konkretne emocje, które – jeśli nie zostaną uwolnione – osadzają w różnych rejonach ciała. Uderzenie stresora nazywa biologicznym konfliktem, a droga jego wędrówki przez organizm i późniejsze objawy są przez nią ściśle określone – zależą bowiem od listka zarodkowego, z którego powstał dany organ.

Powody dzisiejszych obciążeń nie muszą leżeć tylko w bieżących, nacechowanych emocjonalnie wydarzeniach. Ich przyczyny mogą znajdować się również w rodzinnej historii (ten wpływ bada psychogenealogia) lub w tzw. okresie plan-cel, czyli czasie, który obejmuje ok. 9 miesięcy przed zapłodnieniem, cały okres ciąży oraz pierwszy rok życia. Wydarzenia z tego okresu zapisują się bowiem w życiowym planie dziecka i mogą mieć znaczący wpływ na jego dalsze losy.

Do czego służą emocje?

Emocje to informacje, które mówią nam, co dzieje się w naszym życiu. Mają fundamentalny wpływ na samopoczucie, codzienne postrzeganie świata, na zdrowie psychiczne i fizyczne. Każda emocja to wiadomość o tym, jak radzimy sobie z życiem, jak je oceniamy, jak też naprawdę postrzegamy samych siebie. W tych kategoriach nie ma emocji dobrych i złych, są za to wskazówki, w jakiej kondycji psychofizycznej się znajdujemy. Znając tę prawidłowość, łatwiej jest nam wpływać na jakość naszego życia. Okazuje się wtedy niespodzianie, że tak naprawdę zależy ona głównie… od nas samych.

Emocje nieuwolnione, zepchnięte lub stłumione, nie znikają bez śladu. Psychobiologia udowadnia, że automatyczny mózg przenosi je w ciało, by „zmagazynowało” uczucia, z którymi nie dajemy sobie rady. Jeśli jest ich za wiele lub są zbyt intensywnie, organizm zacznie dawać znaki, że stanowią dla niego za duże obciążenie. Dlatego np. przy długotrwałym stresie zwykliśmy mówić, że „coś nam leży na żołądku”, „głowa nam pęka”, „wszystko mamy na swoich barkach” lub „uginają się pod nami kolana”. Te popularne określenia wskazują miejsca, które szczególnie szybko reagują na nadmierne emocjonalne obciążenie. Uważne wsłuchiwanie się w to, co mówią do nas nasze ciała, może znacznie skrócić drogę powrotu do zdrowia.

Jak radzić sobie z emocjami?

Co sprawia, że coś dotyka nas szczególnie mocno? Na pewno ciężar gatunkowy wydarzenia, ale nie jest to jedyny wyznacznik. Znamy ludzi, których załamuje na długo rzecz, z jakiej inni podnoszą się względnie szybko. Są też tacy, którzy żołądkują się byle czym, oraz nad wyraz opanowane jednostki, z olimpijskim spokojem znoszące przeciwności losu. Jak więc żyć, by dobrze żyć?

Świadomie. Wszystkich nas w mniejszym lub większym stopniu dotykają różne problemy i nie o ich radykalną eliminację wcale chodzi. Celem nie jest również kontrolowanie emocji w znaczeniu ich tłumienia, bo to co prawda strategia doraźnie użyteczna, ale na dłuższą metę bardzo obciążająca. Gdy więc dopadną cię trudne emocje, pierwsze, co możesz dla siebie zrobić, to uznać ich obecność.

Tak, czuję złość. Zgadza się, dopadło mnie rozczarowanie, Owszem, tkwię w smutku. To prawda, boję się.

Poczuj, jak emocje rozchodzą się po twoim ciele. Bardziej kamień w żołądku, czy gula w gardle? Wali serce czy słabną nogi? Drżą ręce? Te miejsca przejmują na siebie ciężar trudnych odczuć. Pooddychaj świadomie, pozwól im się przetoczyć, przejść jak fala przez ciało i jak fala przez nie wyjść.

To reakcja automatyczna, biologiczna i zupełnie naturalna. Oznacza, że żyjesz i czujesz, czyli wszystko jest w porządku. Co wydarzy się dalej, może zależeć już jednak od twojej świadomej decyzji.

Przede wszystkim sprawdź, dlaczego to „coś” tak mocno cię dotknęło. Czy naprawdę był to duży kaliber ciosu? A może zwyczajowo reagujesz podobnie na tego rodzaju sytuacje? Od kiedy? Jaki jest powód? Co się za nim kryje? Skąd to się wzięło? Co możesz zrobić, żeby następnym razem oberwać mniej? Czego uczy cię ta sytuacja? Jakie z niej płyną wnioski?

Jeśli uznasz, że powodem są inni ludzie, którzy robią ci na złość/są źli/zawodzą cię/chcą cię skrzywdzić, to zadaj sobie pytanie, jaką rolę odgrywasz w swoim życiu? Czy masz w nim moc sprawczą? Komu pozwalasz decydować o swoim samopoczuciu? Dlaczego zrzucasz na innych odpowiedzialność za swoje emocje?

Problemy mogą być naszą siłą napędową, żeby odkrywać prawdę o sobie, iść naprzód i po więcej. Jeśli tak spojrzeć na życiowe przeszkody i ludzi, o których myślimy, że rzucają nam kłody pod nogi, to ich rola zupełnie się zmienia. Wtedy są to tylko kolejne wyzwania w drodze do życiowego spokoju, na który zapracujesz sobie samodzielnie.

Kiedy zaś sam staniesz się autorem swojego życiowego dobrostanu, trudniej ci będzie go odebrać, bo nie będzie zależeć od innych ludzi. Czyż to nie pociągająca wizja?

/grafiki wykorzystane na tej podstronie pochodzą z portalu pixabay.com/